niedziela, 23 listopada 2014

80°C - 20°C


*Thor*

Syn Odyna szedł szybkim krokiem przez długie korytarze pałacu Wszechojca. Nie zwracał na nic uwagi. Nawet na Sif, która chciała się z nim przywitać. Szedł przed siebie bijąc się z myślami. Słyszał wszystko wyraźnie, ale nie mógł w to wszystko uwierzyć, nie mógł wszystkiego do siebie dopasować. To wszystko było jak wieloelementowe puzzle, które musi ułożyć, ale nie ma kilkunastu elementów, ani wzoru gotowego obrazka. Błądził we mgle, jednak nie mógł po prostu siąść i zaczekać aż opadnie, bo czuł, że im dłużej czeka tym gorzej. Miał nadzieję, że ojciec mu pomoże.
Wpadł bez zapowiedzi do sali tronowej. Wchechojciec przyjmował właśnie jakiegoś człowieka, jednak Thora teraz to nie obchodziło, nie obchodziło go też to, że ojciec znów będzie mówił jaki jest impulsywny. Tu chodziło o życie Sigyn!
- Ojcze - odezwał się, gdy dwaj mężczyźni spojrzeli na niego zaskoczeni. - Przychodzę w ważnej sprawie.
- Synu... - zaczął władca Asgardu starając się zachować spokój. - Czy to nie może zaczekać?
- Nie ojcze, tu chodzi o Sigyn. O Sigyn i o Lokiego.
Oczy Odyna zrobiły się nagle wielkości monet. To wcale nie uspokoiło boga piorunów.
- Wybacz mi Lajosie, ale chyba będziemy musieli odłożyć naszą rozmowę... - wymamrotał wiekowy mężczyzna. Stojący przed nim Lajos skłonił się tylko z nieprzychylnym grymasem na twarzy i opuścił czym prędzej komnatę.
- Ojcze, chwilę temu Sigyn skontaktowała się ze mną telepatycznie... - zaczął Odinson.
- Jak to jest możliwe, skoro znajduje się daleko stąd, aż na Midgardzie?
- Musiała użyć na to bardzo dużo mocy. Z resztą to teraz nie istotne. Udało jej się przekazać mi, że Loki ją porwał - opowiedział z przejęciem.
Wszechojciec pobladł momentalnie.
- Ojcze... Dobrze się czujesz? - spytał z troską Thor podchodząc do starszego mężczyzny.
- Przecież to niemożliwe... Loki zginął... Przepowiednia... Przecież to nie... To się nie dzieje... - mamrotał Odyn i zanim jego syn zdążył cokolwiek zrobić starzec osunął się bezwładnie na posadzkę.
- Ojcze, ojcze - Thor próbował go cucić. - Straże!
Do komnaty wpadli strażnicy i wynieśli nieprzytomnego Odyna.
Już po chwili Thor wraz z Friggą siedzieli przy łożu pogrążonego w śpiączce Wszechojca.
- Jak się czujesz? - zapytała kobieta przerywając ciszę.
- Ja... Ja nie wiem co się stało. Nie wiedziałem, że tak mu zależało na Sigyn... - powiedział Thor wcale nie odpowiadając na pytanie.
- Sigyn..? - zaciekawiła się Frigga.
- Tak. Powiedziałem mu, że okazało się, że Loki jednak żyje i porwał Sigyn...
Frigga zrobiła podobną minę do tej, którą przyjął Odyn gdy się o tym dowiedział. Odinson miał wrażenie, że nie wie czegoś bardzo istotnego.
- Nawet nie wiesz jak to nie dobrze dla Asgardu, że Sigyn przebywa z Lokim. Prawda jest taka, że moc Sigyn nie ogranicza się tylko do magicznych sztuczek, ale jest o wiele potężniejsza, może nawet potężniejsza niż jakakolwiek z jaką mieliśmy kiedykolwiek doczynienia.
- To niemożliwe - stwierdził mężczyzna stanowczo. - Żaden Asgardczyk nie ma wrodzonej magicznej mocy, magii można się tylko nauczyć, tak jak ty czy Loki...
- Ale Sigyn nie pochodzi z Asgardu.
Teraz to oczy Thora przybrały wielkość monet.
- Jest córką przywódczyni Orakel. Jej matka była chyba najsilniejszą Wyrocznią z jaką mieliśmy styczność.
- Ora... co?
- Orakel.
- Nigdy nic nie słyszałem o żadnych Orakel.
- Nic dziwnego. Kiedy tu były byłeś jeszcze małym chłopcem, a twój ojciec starał się wymazać ich istnienie z kart historii.
- Ale... Ale dlaczego?
- Dawniej, gdy światów było dziesięć pewien mało liczny naród mieszkał w świecie zwanym Brann. - Frigga zaczęła swoją opowieść. - Była to kraina wiecznego, upalnego lata, a ludzie na niej mieszkający umieli panować nad ogniem. Wszyscy wyglądali niemal identycznie. Jasne, niemal białe włosy, opalona skóra i błękitne oczy. Byli wysocy i niezwykle piękni, jednak przez inne cywilizacje byli uznawani za dzikusów. Nie posiadali wysokiej technologii, odprawiali różne podejrzane rytuały i mieli dziwne zdolności. Ubierali się w rzeczy niezwykle kolorowe i prawie przezroczyste, często malowali na swoich ciałach różne symbole, których znaczenie tylko oni znali. Przerażali mieszkańców innych światów swoją tajemniczością i dzikością. Podczas wojny ich świat został doszczętnie zniszczony. Ocalała tylko niewielka grupa kobiet, które były czymś na kształt szamanek w tamtej cywilizacji. Odyn, którego dręczyło poczucie winy, że te kobiety zostały bez rodziny i miejsca do życia zaproponował im osiedlenie się w Asgardzie. Zgodziły się, gdyż nie miały za bardzo innego wyjścia. Piękne kobiety o pomalowanych ciałach i prawie całkiem przezroczystych ubraniach wzbudzały lęk, ale i zarazem zaciekawienie w mieszkańcach Wiecznego Miasta. Szczególnie przybyszkami zainteresowani byli mężczyźni, a że w kulturze Brannek osadzona była duża ilość partnerów, nie opierały się im zbytnio. Tak też narodziło się kilkoro dzieci. Jako pierwsze urodziło się dziecko ich przywódczyni, Alyi. Alya była z nich wszystkich najpiękniejsza i najpotężniejsza. Gdy się denerwowała szyby się tłukły, a wszystko wokół stawało w płomieniach. Dziecko nazwała Rebekah, co w jej języku znaczyło "nadzieja", jednak pewnego dnia jej córka po prostu zniknęła. Zaczęły powstawać różne plotki jakoby Brannki miały pożerać dzieci, lub wykorzystywać je do rytuałów. Okazało się jednak szybko, że przybyłe do nich kobiety mają dar jasnowidzenia. Zaczęto je wówczas nazywać Orakel, czyli wyrocznie. Poza często męczącymi snami proroczymi szamanki z Branny miały jeszcze jedną przypadłość, swego rodzaju klątwę, która ciążyła na każdej kobiecie, która posiadała dar w postaci snów proroczych, a mianowicie zakochiwały się one. Ale nie tak normalnie. One zakochiwały się tylko raz w życiu i gdy już się zakochały nie były w stanie w żaden sposób skrzywdzić tego mężczyzny, były w stanie wszystko mu wybaczyć tylko żeby ich nie opuścił i umierały w mękach, gdy on także umierał. Krążyła legenda, że im Orakel była potężniejsza tym bardziej nieszczęśliwa była jej miłość. Na nieszczęście wszystkich wielka Alya zakochała się w Laufeyu, królu olbrzymów. Kochała go do tego stopnia, że postanowiła zdradzić Odyna, który wyraz z towarzyszkami ją przyjął do swego królestwa i wpuścić Laufeya i kilkoro jego olbrzymów, by zabili Wszechojca. Gdy Olbrzymi zostali zabici przez straże, a Laufey uciekł, zwykle spokojny Odyn wpadł w szał i kazał wymordować wszystkie Orakel. Jednak zapomniał o jednym dziecku, które zniknęło kilka lat wcześniej. Pewnego dnia Heimdall poinformował Odyna o ogromnym skupisku energii gdzieś na Midgardzie i przyniesiono do pałacu maleńką, blondwłosą dziewczynkę. Norwegowie u których się wychowywała nazwali ją Sigyn. Było pewne, że to nie jest zwyczajne dziecko. Odyn postanowił, więc ją zostawić w swoim pałacu. Pamiętasz jak ją poznaliście z Lokim?
- Tak. Ojciec przyprowadził ją i powiedział, że to nasza nowa siostrzyczka, jednak ona rozśmiała się i powiedziała, że to nie prawda, że ona pochodzi z bardzo daleka i nie jest córką boga, tylko kowala - odparł mężczyzna z delikatnym uśmiechem na ustach wywołanym miłym wspomnieniem.
- Minęło sporo czasu zanim Odyn i uczeni doszli do tego, że Sigyn jest Orakel. Nie zmieniło się wtedy zbyt wiele, ale później twój ojciec poznał jakąś straszliwą przepowiednię, której nikomu nie chciał zdradzić i kazał wmówić Lokiemu, że Sigyn nie żyje. Osobiście uważam, że to było okrutne, jednak Odyn nie zachowuje się w taki sposób bez powodu. - Frigga westchnęła głęboko gładząc dłoń swojego męża. - Obawiam się, że jak ich nie rozdzielimy może się stać coś strasznego - dodała cicho, jakby te słowa nie chciały jej przejść przez gardło. Prawie jakby czuła, że wydaje na nich oboje wyrok śmierci, co Thor uważał za niedorzeczne. Przecież oni się nienawidzili!




*Sigyn*


- Możesz mi powiedzieć gdzie jedziemy? - odezwała się wreszcie blondynka. Jej głos był wyraźnie znudzony, a ona sama zrezygnowana. Wiedziała, że nic z ewentualnej ucieczki nie będzie. Loki skuł ją kajdanami zaraz po tym jak kazał wsiąść jej do samochodu. Mogłaby krzyczeć, błagać, starać się uwolnić, jednak Kłamca był bądź co bądź bogiem (a przynajmniej tak go traktowano na ziemi), a co za tym idzie był od niej silniejszy, szybszy i na dodatek znał magię. Więc siedziała spokojnie na przednim siedzeniu i patrzyła tępo w okno, tłumiąc w sobie całą swoją wściekłość.
- Na lotnisko - odpowiedział jej lakonicznie.
- Po co?
- Siedź cicho i nie zadawaj już żadnych pytań, bo mnie znowu zdenerwujesz, a tu nie mamy publiczności i nie skończy się to dla ciebie dobrze - warknął odrywając na chwilę wzrok od drogi i spoglądając na nią złowrogo.
- Loki, nie wygłupiaj się. Znam cię. Nie zrobiłbyś mi krzywdy... - odparła ze spokojem i pobłażliwym uśmiechem malującym się na jej ustach. Była przekonana do swojej racji.
- Na twoim miejscu nie byłbym tego taki pewny. Sporo się zmieniło odkąd się ostatnio widzieliśmy - odwarknął mało uprzejmie, ale Sigyn była zadowolona. Udało jej się z nim wejść w jakikolwiek dialog, a z Lokim to już była połowa sukcesu. Widziała i wyczuwała, że coś go trapi. Z czymś się niewiarygodnie męczył. Orakel wyczuwały po prostu takie rzeczy. Nie umiały czytać w myślach, więc nie wiedziały co się dzieje, ale wyczuwały nastroje innych.
- Na przykład to, że przestałeś być synem Odyna? - spytała ostrożnie przyglądając mu się uważnie.
Mężczyzna spiął się wyraźnie na jej słowa, zacisnął mocniej ręce na kierownicy. Od razu było widać, że coś jest na rzeczy.
- Nie przestałem nim być. Nigdy nim nie byłem - wycedził.
- A więc co się stało z twoimi rodzicami? - dociekała jak zwykle dziewczyna.
- Sigyn, skończ - powiedział zaciskając szczękę jeszcze bardziej.
- Nawet nie wiesz jak dawno nikt się tak do mnie nie zwracał... - stwierdziła z rozmarzonym uśmiechem spełniając przy tym jego prośbę.
- Mam do ciebie mówić inaczej? - spytał Loki po dłuższej chwili milczenia.
- Nie, Sigyn będzie dobrze. Z tym imieniem chyba najlepiej się czuję, a wiem o czym mówię, bo w ciągu ostatnich tysięcy lat miałam ich wiele. Miło jest być znowu Sigyn Vidardotti.
- Która jest fikcją - przypomniał jej Kłamca wywracając oczami.
- Loki, a czym ja jestem jak nie jedną wielką fikcją?
- Mnie nie pytaj, ja dopiero kilka godzin temu się dowiedziałem, że jesteś Orakel. Zapytaj lepiej Thora. On wie o tobie więcej.
- Oj daj spokój... - westchnęła. - Będziesz się teraz boczyć o to, że w dzieciństwie spędzałam więcej czasu z twoim bratem?
- Thor nie jest moim bratem!
- Szczegół. - Vidardotti wywróciła oczami. - Nigdy się nie starałeś żeby się ze mną przyjaźnić. Wręcz przeciwnie, więc jak teraz możesz nas obwiniać?
- No jasne. Zawsze moja wina. Ja się nie staram... Ja jestem wredny...
- Mam ci przypomnieć jak na dwa dni zmieniłeś mnie w kozę? - spytała Orakel z wyrzutem.
Twarz mężczyzny nieco złagodniała, a na ustach najpierw pojawił się delikatny uśmiech, a potem Loki roześmiał się szczerze.
Miał rację. To akurat było niezwykle zabawne, kiedy na wielki bal Thor musiał iść z kozą, bo Loki nie chciał za nic w świecie jej odczarować.
Dziewczyna również szczerze się roześmiała.



__________________________________________________
Oj wiem, że to trochę zaczęło... Wybaczcie.
Złośliwość rzeczy martwych.
Jak widzicie trochę się tu pozmieniało. Znalazłam swoją
koncepcję na nazywanie rozdziałów, na podstawie temperatury emocji.
Wiem, że pomysł dość dziwny, ale tak mi się jakoś skojarzyło. No wiecie...
Sigyn - ogień. Loki - lód.
Sama nie wiem. Tak jakoś wyszło. Mam nadzieję, że to nie przeszkadza.
W spisie treści są ponumerowane normalnie.


Pozdrawiam,
Melania Zabini


sobota, 25 października 2014

0°C - 30°C



*Loki*


Wysoki mężczyzna o przydługich, czarnych włosach przygładzonych do tyłu, ubrany w elegancki garnitur wszedł do ogromnej sali balowej wybudowanej w stylu klasycznym. Mógł mieć niewiele ponad dwadzieścia lat. Sala była elegancko przystrojona, utrzymana w jasnym beżu i kontrastującym z nim bordo, a wszyscy obecni w środku byli ubrani w bardzo eleganckie i prawdopodobnie niewyobrażalnie drogie, eleganckie ubrania. Loki nie bez powodu wprosił się na bal na zakończenie szkoły jednego z najbardziej prestiżowych collegów w Wielkiej Brytanii. To właśnie tu zaprowadziło go to dziwne urządzenie. Licznik szalał wskazując skupisko niewiarygodnej energii. Musiała tu być. Ostatnia Orakel*. Klucz do władzy i potęgi. Klucz do wygranej z Thorem i pokazaniu ojcu, że nie miał racji. To była któraś z nich. Nie wiedział jak ją poznać. Słyszał jedynie, że Orakel są niewiarygodnie piękne. Loki rozejrzał się na około. Widział tu wiele ładnych, zadbanych dziewcząt. Jak miał rozpoznać Orakel skoro licznik energii wariował, choć nie był jeszcze tuż przy niej?Rozejrzał się ponownie i zatrzymał się na twarzy pewnej niebieskookiej blondynki. Była ubrana w piękną, szmaragdową sukienkę w stylu lat czterdziestych. Ona zdecydowanie ze wszystkich pięknych kobiet rzucała się w oczy najbardziej. Wyglądała jak żywcem wyjęta z jakiegoś wojennego filmu o bogaczach. Nie rozumiał czemu, ale wydawała mu się znajoma. Ona również zatrzymała na nim wzrok. Ku zdziwieniu Lokiego nie była wcale speszona tym, że się na nią gapi. Uśmiechnęła się do niego tylko ciepło. Ten uśmiech... Mówił mu coś. Przypominał mu coś, ale nie do końca potrafił go skojarzyć z konkretnym wydarzeniem. Przypominał mu się jedynie gniew, ale nie na nią... I zazdrość...
- Kim jest ten facet? - spytał stojący z tajemniczą blondynką chłopak. Wyglądało na to, że przyszli tu razem. Morze nawet byli para.
- Stary znajomy - odparła nie urywając kontaktu  wzrokowego z Lokim.
Ten głos. Taki ciepły i delikatny, ten uśmiech, te oczy. Sigyn! To był nie kto inny jak Sigyn. Ale jak to było możliwe? Przecież ona umarła wiele lat temu.
- Spotkajmy się na tarasie. Jestem ci chyba winna wyjaśnienia, Loki... - usłyszał w głowie jej głos. Tak, to była Sigyn i faktycznie była im winna wyjaśnienia. On i Thor wychowywali się razem z nią. Co prawda to właśnie z Thorem była w lepszej relacji i to był pierwszy powód dla którego Loki odczuwał niechęć do przybranego brata. Był zwyczajnie zazdrosny, że Sigyn wolała się bawić z Thorem, a jego tak nie lubiła. Przecież nie był od niego w żadnym stopniu lepszy!
Loki wziął dwa oddechy, by się uspokoić i nie zmącić swojej maski obojętności gniewem wywołanym dawnymi wspomnieniami. Skinął Sigyn nieznacznie głową po czym odszedł w stronę tarasu częstując się po drodze kieliszkiem szampana. Gdy wyszedł, na zewnątrz nie było nikogo. Odetchnął głęboko rześkim powietrzem letniego wieczora i przyglądając się pięknemu ogrodowi upił łyk szampana. Minęło zaledwie parę minut kiedy znów usłyszał znajomy, kobiecy głos:
- Muszę przyznać, że wyprzystojniałeś odkąd cię ostatnim razem widziałam.
Odwrócił się w jej stronę. Na jej podkreślonych krwisto-czerwoną szminką ustach igrał figlarny uśmieszek.
- Może to ma jakiś związek z tym, że jak mnie ostatnim razem widziałaś byłem jeszcze dzieciakiem - odparł wywracając oczami.
- I ty się dziwiłeś, że cię nie lubiłam? Wciąż masz tak samo trudny charakter jak dawniej - stwierdziła podchodząc do niego. Wyglądało na to, że Sigyn doskonale się bawi tymi gierkami słownymi z nim.
- A ty wciąż jesteś tak samo upierdliwa? Pewnie ci przeszło, bo inaczej ten chłopaczek by z tobą nie rozmawiał - stwierdził chłodno pijąc kolejny łyk szampana.
- Matt? - Sigyn roześmiała się szczerze. - Wież mi, że nic się nie zmieniłam, a z Mattem nie rozmawiamy zbyt wiele. Sam rozumiesz... Jest przystojny, dobrze zbudowany, ale mało inteligentny.
Oj wiem.. Zawsze takich wolałaś - pomyślał Loki z niesmakiem.
Dziewczyna z uśmiechem wyjęła mu z dłoni kieliszek szampana i ku zdziwieniu Lokiego wypiła całość duszkiem.
- Na trzeźwo tego całego balu nie zdzierżę - wyjaśniała wzruszając ramionami.
Faktycznie wcale się nie zmieniła. Podobnie jak wtedy kiedy byli mali nie traktowała życia na serio, nie przejmowała się niczym. Lekkoduszność zaraz za naiwnością była jej najbardziej typową cechą, podobnie jak i zabójcza wręcz szczerość. - Ale tak w ogóle to co ty tu robisz?
- Mógłbym cię spytać o to samo, Sigyn.
- No cóż... To nie zbyt ciekawa historia. Po tym jak wasz ojciec kazał mnie zamknąć w jakichś komnatach i pod groźbą śmierci zabronił mi się z wami kontaktować postanowiłam zmienić towarzystwo. Z pomocą waszej matki udało mi się namówić Odyna żeby pozwolił mi podróżować na Midgard. Zgodził się i oto jestem - zakończyła rozkładając ręce. - Aczkolwiek miło, że pytasz. Mogliście mnie tak na przykład spróbować szukać i zapytać. Nie to żebym była zła, albo coś sugerowała - powiedziała z wyraźnym sarkazmem i wyrzutem w głosie.
- O czym ty mówisz? - Loki był w szoku. Kolejne tajemnice. Ciekawe co jeszcze Odyn przed nimi ukrywał. - Odyn powiedział nam, że nie żyjesz, więc czego mieliśmy szukać? Odbył się nawet pogrzeb.
- Jak widzisz, żyję, a twój ojciec się mnie po prostu pozbył jak wyrzutka. Przygarnął, a potem okazało się, że nie przepadał za moją matką to mnie wyrzucił i odseparował od swoich kochanych synków.
- Mów w liczbie pojedynczej. Odyn nie jest moim ojcem, a ja nie jestem jego "kochanym synkiem".
- O czym ty do mnie mówisz? - Sigyn wydawała się być zaskoczona.
- To dość skomplikowane. Opowiem ci to jak znajdę to czego szukam.
- A gdzie chcesz tego szukać?
- Jestem pewny, że jest tu, w tej sali.
- To zależy czego szukasz... - zaczęła Sigyn utwierdzając tylko Lokiego w przekonaniu, że wciąż jest tak samo upierdliwa jak dawniej. Westchnął głęboko. W sumie nie miał nic do stracenia.
-  Szukam ostatniej żyjącej Orakel. Zapewne nie wiesz która to - powiedział od niechcenia.
- A po co ci Orakel?
- Czy ty musisz zadawać tyle pytań?
- Tak - odparła z rozbawionym uśmiechem. Zawsze się cieszyła gdy udawało jej się go zdenerwować. Podeszła do niego bliżej tak, że ich nosy się niemal stykały. - Znam cię Loki. Czego chcesz od Orakel?
- Nie chcę jej zrobić krzywdy jeśli o to pytasz. Mam dla niej propozycję nie do odrzucenia.
Jednak uwagę Sigyn przykuło coś innego.
- Twoja kieszeń się świeci na czerwono - zauważyła wskazując na kieszeń jego marynarki.
Loki zmarszczył czoło. Sam nie rozumiał co się dzieje. Wyjął z kieszeni naszyjnik, który należał niegdyś do największej Orakel w dziejach. Gdy go tam wkładał kamień w kształcie łzy był przezroczysty, teraz świecił na bursztynowy kolor.
Sigyn odsunęła się nieco spłoszona, a kryształ zbladł przybierając lekko pomarańczową barwę. Lokiemu zaczęło coś świtać w głowie.
- Sigyn, odsuń się.
Dziewczyna posłuchała go, a gdy się odsunęła kamień stał się znów przezroczysty. Teraz i ona chyba zrozumiała, bo popatrzyła na Lokiego spłoszona. Straciła panowanie nad sytuacją. Teraz to on rozdawał karty. Mężczyzna podszedł szybko do spłoszonej dziewczyny i zanim zdążyła spróbować uciec złapał ją za nadgarstek.
- Jesteś Orakel - syknął wyraźnie zdenerwowany.
- Może... - Sigyn jak widać postanowiła udawać, że nie jest wystraszona i zgrywać niewzruszoną.
- Od kiedy wiesz? - spytał tracąc resztki cierpliwości, chwytając ją mocno za ramiona, jednak blondynka spuściła tylko wzrok. - Odpowiadaj jak do ciebie mówię! - krzyknął potrząsając nią. Kilkoro uczniów przechodzących niedaleko tarasu spojrzało na nich z zaniepokojeniem.
- Sam byś wiedział, gdybyś pomyślał chwilę zanim uznasz mnie za głupią, naiwną i bezużyteczną! - krzyknęła na niego próbując się wyrwać. W jej oczach pojawiły się łzy. 
No pięknie... - pomyślał.
Jeszcze tego mu brakowało, żeby mu się tu poryczała. 
- Thor wiedział, prawda? - wprost nie mógł się powstrzymać od tego pytania, chociaż wiedział, że przeciągając tą dyskusję tylko zwiększa prawdopodobieństwo, że mu się rozpłacze tutaj. 
Czy ona musi być taka wrażliwa i uczuciowa? No tak, jest Orakel, one wszystkie takie są. To wiele wyjaśnia!
- Jasne, że wiedział. Domyślił się, bo ja go choć trochę obchodziłam, nie to co ciebie!
- Milcz - warknął Loki chłodno. - Nie masz o tym żadnego pojęcia. - Sam nie wierzył, że to powiedział. - A teraz przestań się mazać i idziemy do tego twojego Kola. Powiesz mu, że z nim zrywasz, żeby cię nie zaczął szukać i idziesz ze mną - dodał szybko, żeby odwrócić jej uwagę od poprzedniego zdania.
- A jak nie to co? - Uniosła buntowniczo podbródek.
- Nie chcesz wiedzieć co z tobą zrobię. - Jego głos był zimny, nieznoszący sprzeciwu. 
Sigyn z zaciśniętymi zębami wzięła kilka głębokich oddechów i zamrugała parę razy, by nie było widać, że zbierało jej się na płacz. Rzuciła krótkie "Nienawidzę cię" i wyrwała się z jego uścisku. Ruszyła w stronę sali balowej, jednak Loki dogonił ją i zatrzymał.
- Chyba nie myślisz, że puszczę cię tam samą. Jeszcze zrobisz coś głupiego czego będziesz żałować - powiedział patrząc na nią znacząco.
- No i myślisz, że będzie to naturalnie wyglądać, jak będziesz mnie tam ciągnął za nadgarstek? - spytała z chłodem w głosie.
- Po prostu idź - warknął. - Będę tuż za tobą. I nie rób żadnych głupstw.
Sigyn uniosła wyżej podbródek, przybrała na twarz niezwykle wiarygodny uśmiech i udała się do sali balowej. Z łatwością odnalazła Kola. Podeszła do chłopaka.
- Tak długo byłaś w łazience? - spytał. - No tak... Makijaż? - spytał z rozbawieniem.
- Nie do końca... - zaczęła. Spojrzała za siebie. Kilka metrów od niej stał Loki i przyglądał im się uważnie. - Słuchaj, spotkałam mojego starego znajomego, Toma. Nie widzieliśmy się lata i... wróciliśmy do siebie. - powiedziała wskazując wzrokiem temu półmózgiemu osiłkowi Lokiego. Mężczyzna omal nie prychnął śmiechem. To była najlepsza wymówka na szybkie zakończenie związku i sposób na to żeby jej nie szukał, jednak nie wierzył, że Sigyn przejdzie to przez gardło.
Widział jak rozmawiają jeszcze przez chwile. Wyglądało na to, że jej już były facet całkiem dobrze to znosi. Przytuliła go jeszcze na koniec i podeszła do czekającego na nią Lokiego. Mężczyzna objął ją w pasie przyciągając nieco do siebie.
- Weź te łapska - syknęła przez zaciśnięte zęby.
- Jak tylko wyjdziemy... Kochanie - Jego usta wygięły się w wredny uśmieszek. Po prostu nie mógł się powstrzymać, żeby tego nie powiedzieć, żeby jej nie dogryźć, żeby nie pokazać, że słyszał jak mówiła coś co normalnie nigdy w życiu nie przeszłoby jej przez gardło.




 



* Tak w skrócie Orakel to były mieszkanki Asgardu o nietypowych nawet jak na Asgardczyków zdolnościach. Były uważane za bardzo niebezpieczne. Orakel znaczy po prostu wyrocznia. Orakel miały między innymi sny prorocze. Stąd ich nazwa. [Resztę o Orakel dowiecie się z kart lub w następnym rozdziale]

poniedziałek, 20 października 2014

Troublemaker. That’s your middlename.






Mam nadzieję, że po takim pięknym tytule zachciało wam się tu zajrzeć, bo ja tu mam dla was parę ciekawych rzeczy. Po 1 informuję, że mam zamiar wreszcie nauczyć się pisać komentarze, bo od jakiegoś czasu śledzę blogi po twojej prawicy (oczywiście jest ich o wiele więcej, ale jest ich za dużo więc dodałam tylko te związane z Lokim) i wreszcie się zepnę w sobie i zacznę je komentować.
Po 2 chciałam wam przedstawić moje opowiadanie. Tak, wiem... Na pewno się nie domyśliliście. Tym o czym będzie też was zaskoczę. O Lokim i Sigyn. Łołoło... Tego się nie spodziewaliście, co? Ja to jednak jestem... Nie będę też wam mówić, że moje opowiadanie jest wyjątkowe, bo to nie ma sensu. Nie będę się silić na oryginalność. Jak wam się spodoba to dobrze, jak nie to trudno. Będę płakać bardzo, ale chyba jakoś się pozbieram.

Także no... Co tu będzie tak ogólnie? Przede wszystkim duuużo akcji, bo ja kocham akcję i nienawidzę długich opisów przeżyć, nie będzie za to przesłodzonego romantyzmu, chociaż w końcu to jest historia pewnej pary (O nie! Zespojlowałam wam. Zła, Melania, be, niedobra!), więc nie da się tego uniknąć, ale romantyzm i miłość w moim wydaniu jest napisana na swój sposób (czyt.: tak żeby mnie nie mdliło jak to czytam) z resztą sami zobaczycie i ocenicie czy wam się podoba. Będzie też dużo mojego humoru, więc jeżeli nie bawią was zdjęcia powyżej i z prawej to znaczy, że jeszcze trzeba nad wami popracować i nad waszym poczuciem humoru również, ale ja się tego podejmę.

 Jeśli jeszcze was nie zraziłam to zapraszam do czytania mojego opowiadania. Do napisania!



Melania